Kronika

17 czerwca 2017 roku

 Z wizytą u Świętej Anny i Świętego Jacaka. Przejście z Góry Św. Anny do Kamienia Śląskiego

Zbieramy się z samego rana w Kościele na Górze Świętej Anny. Świątynia wypełniona po brzegi, bo oprócz nas -przyjaciół camino - są tu jeszcze inni pielgrzymi. Niebo zasnuwają ciemne chmury i na zewnątrz jest raczej ponuro, ale kościół raz po raz wybucha salwami gromkiego śmiechu. Sprawujący mszę ksiądz zakonnik schodzi do grupy dzieci stojących przed ołtarzem rozmawia z nimi, zadaje pytania, a odpowiedzi na nie wzbudzają te radosne wybuchy śmiechu. Ksiądz opowiada też o świętej patronce kościoła i chociaż większość z nas wie, że Anna to Babcia Jezusa, nie wszyscy uświadamiamy sobie jej rolę - tej ukochanej babci, która uwielbia rozpieszczać swoje wnuki. Proście ją o wszystko - radzi zakonnik, zwracajcie się do niej w swoich zmartwieniach, oma Was wysłucha - jak to babcia.
Gdy podążamy gęsiego w stronę ołtarza, aby ucałować relikwie, zakonnik uśmiecha się i mówi - dużo Was tu przyszło! I rzeczywiście ma rację - jest nas dziś prawie setka!

Po Mszy św. Sylwia częstuje ciastem, ktore upiekła nieobecna dziś nasza przyjaciołka Dorota, Marek rozdaje plan trasy, bo zaraz - gdy tylko zrobimy pamiątkowe zdjęcie - będziemy mogli wyruszyć. Idziemy pojedynczo lub w małych grupkach jak to na szlaku świętego Jakuba. Widocznie tym razem i chmury chciały z nami pielgrzymować, bo słońca jak nie było tak nie ma. Zaczyna padać więc wkładamy peleryny i wędrujemy pośród pól, które włożyły złoty płaszcz haftowany makami i chabrami. Piotr jak rasowy fotograf robi zdjęcia tym wystrojonym polom i ubranym w świeżą zieleń drzewom. I oczywiście nam - zakapturzonym pielgrzymom. A Sylwia w swojej czerwonej pelerynie i z parasolką nad głową wygląda jak mak, który także zapragnął ruszyć w drogę i teraz podszywa się pod jednego z pątników. Gdy zatrzymujemy się na odpoczynek, wyciągamy z plecaków kanapki i termosy z gorącą herbatą, niebo jak narwany ksiądz wciąż święci nas strumieniami deszczu jakby z jakiegoś ogromnego kropidła.

Jeśliby się tak przyjrzeć - sami wariaci, stoją w deszczu zajadają kanapki i uśmiechają się od ucha do ucha.
Schodzimy się powoli do kościoła w Kamieniu Śląskim, tutaj w Sebastianeum jemy obiad, ale najpierw będziemy zwiedzać zrekonstruowany pałac Odrowążów - miejsce, w którym przyszedł na świat św. Jacek - to ten, którego Maryja poprosiła, aby wyniósł z pożaru jej figurę.
- Matko, matko! - denerwował się Święty - przecież ta figura jest strasznie ciężka, nie dam rady! - lamentował
- A spróbowałeś? - odpowiedziała pytaniem Matka Boża.
Cóż mógł w tej sytuacji zrobić Jacek z Odrowążów … spróbował, figura okazała się lekka jak piórko i tak bez najmniejszego wysiłku, św. Jacek dokonał rzeczy niezwykłej. Dopiero, gdy przeniósł ją w bezpieczne miejsce figura odzyskała swoją wagę. Morałów z tej historii jest pewnie więcej, ale dwa nasuwają się od razu: należy słuchać Maryi i trzeba próbować!

Pałac Odrowążów i kaplica świętego Jacka są piękne i urzekają nas wszystkich, pewnie także za sprawą młodej, serdecznej i pełnej ciepła dziewczyny, która jest tutaj przewodniczką.
Już wkrótce po posiłku, nasze pielgrzymowanie się zakończy, w autobusie, w okropnym ścisku, bo przecież jest nas strasznie dużo, będziemy jeszcze dzielić się wrażeniami z dzisiejszego dnia. Ze śmiechem, w wyśmienitych humorach wrócimy do Świętej Anny i rozjedziemy się do domów. I wszyscy, którzy tu byli na pewno nie będą się zastanawiać nad tym, czy można świetnie bawić się w Kościele i czy dobrze pielgrzymuje się w deszczu. Odpowiedzi są aż nazbyt oczywiste.

Zdjęcia Ewy i Ireny tutaj  https://goo.gl/photos/Lz3MX9eTuJUA3d5R8

Zdjęcia Piotra tutaj   https://goo.gl/photos/9FNJYjDaB8efKoWY8


 

 

powrót 17 czerwca 2017 roku