Kronika

11-12 lipca 2015 r. - Przejście Jasnogórską Drogą św. Jakuba

Z Krzyśkiem i Asią spotykam się na Jasnej Górze o ósmej rano. Oni już byli na Mszy św., ja dopiero tu dotarłam. Jemy śniadanie i wyruszamy. Krzysiek zajmuje się znakowaniem na tym odcinku, więc zna go świetnie. Ja początkowo nie mogę wypatrzyć granatowych naklejek z żółtymi muszlami, ale z każdym krokiem idzie mi coraz lepiej. Jutro będzie już po prostu świetnie.  Idziemy przez miasto, jak to mówią pielgrzymi - „po asfalcie", jest dość ciepło, świeci słońce, na szczęcie wieje lekki wiatr, który nas chłodzi. Idziemy w stronę Konopisk i dołącza do nas Ola. Zanim usiądziemy w tam w kościelnych ławkach, zatrzymamy się jeszcze na obiad. A przed obiadem pielgrzymi zaopatrzą się w caminowe skarpetki. W Konpiskach pukam do drzwi plebanii, bo bardzo chcę dostać pieczątkę do mojego paszportu pielgrzyma. Ksiądz jest zadowolony, że ktoś idzie jakubowym szlakiem, tutaj przez jego teren i ucinamy sobie krótką pogawędkę o pielgrzymowaniu do Santiago. Potem ksiądz woła panią Barbarę, która ma nam pokazać kościół pod wezwaniem św. Walentego i Wawrzyńca. Strasznie się z tego cieszę, bo jak wiadomo Walenty jest od chorób związanych z umysłem, więc może mi się przydać.

- Opowiedzieć wam trochę o kościele?  - pyta pani Barbara i przez najbliższą godzinę opowiada nam historię swojej miejscowości. Wszyscy jesteśmy pod ogromnym wrażeniem, zachwyceni jej wiedzą i pasją, kiedy zarzuca nas szczegółami, datami i opisami wydarzeń.
Kiedy okazuje się, że pani Barbara jest z zawodu szwaczką, pracowała jako kucharka i napisała dwie historyczne książki, do których materiały zbierała dwadzieścia lat, wiem już że dla tej opowieści warto było wyruszyć. Jeśli będziecie kiedykolwiek w Konopiskach, wstąpcie koniecznie do kościoła, posłuchajcie tej historii.

Idziemy dalej, jesteśmy trochę spóźnieni i Krzysiek odbiera już mnóstwo ponaglających nas telefonów. Droga prowadzi przez las, tutaj jest bardzo przyjemnie, przysiadamy na skraju drogi i tym razem to ja opowiadam moją caminową historię. Aśka trochę się ze mnie śmieje, dobrodusznie i z sympatią. To dobrze, odbiera w ten sposób mojej historii nieco dramatyzmu i patetyczności.
Ruszamy dalej do Lubszy. Gdy wychodzimy z lasu na spotkanie wyjeżdżają nam dwaj księża rowerach. W kolarskich ciuchach wyglądają świetnie. To pierwsze powitanie, za chwilę przywita nas jeszcze Pani Sołtys i inni organizatorzy jakubowej biesiady, która odbywa się przed szkołą, w której będziemy nocować. Możemy tylko zrzucić plecaki w sali dla przedszkolaków, bo już nas wołają do stołu zastawionego po brzegi pysznościami przygotowanymi przez lubszańskie gospodynie. A co to są za dziewczyny! Śliczne, zgrabne, doskonale zorganizowane, przedsiębiorcze, radosne i pełne energii!

Tutaj też czeka na nas wspaniała caminowa opowieść pewnego małżeństwa, które przemierzyło chyba wszystkie możliwe caminowe drogi. Z rąk do rąk przechodzi pękaty segregator, pełen credenciali, composteli i innych pamiątek. Nie są już młodzi, a jakby nie było Camino wymaga wielkiego wysiłku. Po raz kolejny na tym moim weekendowym Camnio, czyjaś opowieść uczy mnie pokory.
Krzysiek i Aśka opowiadają jeszcze o Światowych Dniach Młodzieży, odbywa się pokaz straży pożarnej, występy dzieci, a po zmroku jeszcze tańce. Zasypiam zmęczona i szczęśliwa. 

Rano jest Msza św. w Kościele św. Jakuba w Lubszy, piękna świątynia, zadbany cmentarz, świetne kazanie. Biorę jeszcze pieczątkę i ruszamy dalej -ja i Krzysiek - odprowadzani paradnie przez grupę wspaniałych dziewczyn nordic walking. Teraz trasa w większości będzie prowadzić przez las i jest naprawdę piękna, czerwona droga, przy niej zieleń, liliowe i beżowe pióropusze traw, kolorowe motyle, wspaniałe widoki. I tym razem Krzysiek, który dotychczas był milczący cały czas mi coś opowiada, o znakowaniu szklaku, o historii dróg św. Jakuba. Jest tak caminowo, że bardziej już być nie może.

W Sączowie przyjmuje nas ksiądz Marek wraz z czekającymi tu pielgrzymami Piotrem i Darkiem. Tutaj dostaję następną piękną opowieść o ukradzionych relikwiach św. Jakuba, które  wypłynęły z rzeki, a teraz znajdują się w kościele przy bocznym ołtarzu. Nie mogę się doczekać, żeby tam uklęknąć. Moje pragnienie spełnia się - modlę się tam i rozmawiałam z Jakubem. Wszystko będzie dobrze - obiecuje Święty - trzeba tylko wyjść na drogę i zaufać, Pan wyprostuje Twoje ścieżki. Buen camino.
Dziękuję wszystkim, z którymi spędziłam ten czas, dziękuję za Waszą obecność i opowieści. Było wspaniale. Do zobaczenia na szlaku.

Tekst i zdjęcia Magdalena Goik

powrót 11-12 lipca 2015 r. - Przejście Jasnogórską Drogą św. Jakuba